Zadzwoniłem
do Lil’a z powiadomieniem, że za niedługo powinniśmy być na miejscu. Ryan
jednak cały dzień mówił o tym, jaka ta
dziewczyna ze sklepu była piękna. Nie powiem, że się z nim nie zgodziłem,
bo była naprawdę cudowna. Zszokowałem go tym, że mam jej numer telefonu, ale to
już jego problem, że nie jest mną. Kiedy widzę dziewczynę, której nie zależy na
mojej kasie, ba, ona nawet nie wiedziała, że jestem sławny, wtedy od razu ją
lubię - jakkolwiek to zabrzmi.
Ubrałem
się w zwykły biały top, skórzaną kurtkę i czarne spodnie oraz złote Supry.
Wyglądałem naprawdę okay. Włosy poprawiłem żelem, ubrałem moje czarne Raybany i
byłem gotowy do wyjścia. Trochę się odstawiłem, ale niech ludzie wiedzą, kto
będzie bezwarunkowym królem imprezy!
Ryan
prowadził mojego mustanga, ponieważ on i tak nie może pić. I chyba trochę długo
pozostanie idealnie trzeźwy, ale jak to mówią - choroba nie wybiera. Wchodząc
do środka nieźle się zdziwiłem - albo Lil ostrzegł ludzi, że JB tu przybędzie,
albo ludzie na Florydzie są tacy boscy i jedynym sposobem zainteresowania
celebrytą jest patrzenie się na niego połykającym wzrokiem.
Przywitałem
się z moimi kumplami, po czym jeden z nich krzyknął:
- JB!
Zaczynamy karaoke, chcesz wziąć udział?!
- Dzięki
bro, ale lepiej będzie, jeśli zacznie ktoś inny.
Odszukałem
wzrokiem scenę. Wgramolił się na nią jakiś tleniony blondyn i zaczął wyć do
mikrofonu. Myślał, że dzięki farbowanym włosom stał się fajniejszy? Ha, jeśli
tak, to jest w totalnym błędzie. Usłyszałem, że ponoć miał śpiewać With you Chrisa Browna, ale coś mu to
nie wychodziło. Odwróciłem się do barku i zamówiłem drinka, czekając tylko, aż
facet skończy śpiewać. Nagle usłyszałem piski i brawa, a później zmianę muzyki.
Stwierdziłem, że i tak znów ktoś będzie fałszował, więc nawet się nie
odwróciłem. Ale nagle do moich uszu dostał się anielski głos, żadnego fałszu.
Natychmiast odwróciłem głowę i zobaczyłem brunetkę ubraną w czerwoną, kwiecistą
sukienkę i czarne szpilki.
- Nie
pójdę śpiewać, nie ma mowy! - krzyczałam.
-
Przestań świrować Clary, tylko idź! Masz boski głos! - odkrzyknął mi Miller.
Cóż,
nigdy nie umiałam zbytnio sprzeciwiać się moim najlepszym przyjaciołom, a Malcolm
był jednym z nich. Ksywę Miller uzyskał dzięki swoim nałogom do tej firmy
jogurtów.
- Ale ja
nawet nie wiem co mam zaśpiewać!
-
Zaśpiewaj Honeymoon Avenue, mam
pendrive’a, przy okazji rozsławisz trochę naszą szkołę - odparła Liz.
Kiedy
miałam odpowiedzieć nie!, Miller
złapał mnie w talii i wzniósł na scenę. Moje okrzyki w formie protestu i
walenie go pięściami po plecach niestety nic nie dały. Podał pendriva muzykowi
a mnie postawił przed mikrofonem i pokazał dwa kciuki w górę.
-
Nienawidzę cię!
- Wcale
nie, jestem twoim najlepszym przyjacielem, a ty mnie kochasz po bratersku -
odrzekł. Teraz nienawidziłam go jeszcze bardziej.
-
Przestań jęczeć, śpiewaj! - powiedział i zszedł ze sceny, następnie stanął obok
Liz.
Usłyszałam
pierwsze takty piosenki, którą sama napisałam, a Bruce z naszej szkoły stworzył
do niej muzykę. Postanowiłam, że nie mam się czego bać, ten facet przede mną
śpiewał na pewno o wiele gorzej.
- Baby, you know how to drive in rain… -
śpiewałam. - When we were on Honeymoon
Avenue…
O dziwo,
ludzie nie obrzucili mnie pomidorami. Zapewne jeszcze nie zdążyli po nie pójść.
Albo na imprezie nie było pomidorów.
- They say only fools fall in love (…) Honey,
I know, we can find our way Home...
I bum!
Skończyłam śpiewać. Obejrzałam się wokół sceny - nikt niczym we mnie nie
rzucił. Woah, chyba nie było aż tak źle. Nagle zauważyłam jak wszyscy klaszczą
i wołają, że byłam świetna. Miłe uczucie, nie powiem. Postanowiłam zejść ze
sceny, kiedy nagle się potknęłam zleciałam z niej. Brawo, Clary, nie ma to jak popisać się swoim fałszem a później jeszcze
spaść ze sceny. Zamknęłam oczy i czekałam, aż spadnę na twardą podłogę w
domu Lil’a ale tak się nie stało. Otworzyłam oczy, by zobaczyć co się dzieje i
zobaczyłam przed sobą twarz nikogo innego jak Justina.
-
Następnym razem kiedy będziesz schodzić ze sceny, patrz pod nogi - ostrzegłem.
Lekko opuściłem ją na ziemię, a ona poprawiła swoją sukienkę i nerwowo oblizała
usta.
-
Najprawdopodobniej nie będzie następnego razu - mruknęła.
- Co? -
zapytałem z niedowierzaniem. - Masz
zarąbisty głos, shawty!
- Jasne,
ludzie poobrzucaliby mnie pomidorami, gdyby tylko Lil postanowił je kupić. Ale
zapewne nie kupił ich tylko dlatego, że moja sukienka jest zbyt boska i może
chciałby ją jeszcze odkupić, a brudna na nic się nie zda.
Zaśmiałem
się. Miała poczucie humoru, które odpowiadało mi w stu procentach.
- A ty
co tu robisz? - spytała.
- Stoję?
- Nie,
mam na myśli co robisz na imprezie.
-
Imprezuję?
W
głośnikach muzyka zmieniła się na I’ll be
gone Linkin Parku. Z przyzwyczajenia potupałem nogą do rytmu, ale szybko
przestałem widząc zdenerwowane spojrzenie Clary.
- Kiedy
coś się pytam, mógłbyś odpowiadać po ludzku. Naprawdę.
- No ale
co się robi na imprezach? Imprezuje, tak?
Pokiwała
w zdenerwowaniu głową i popatrzyła się w sufit wzdychając ciężko. Nagle
podszedł do niej jakiś napakowany chłopak z czarnym fullcapem ubranym tył na
przód. Przytulił ją mocno, ona jego zresztą też i krzyknął z powodu głośnej
muzyki.
- Byłaś
niesamowita, Clary! A, i nic ci nie jest?
Dziwnie
się poczułem. Nie wiedziałem, że ma chłopaka. Zresztą, co mnie to obchodzi?
Mogę mieć każdą dziewczynę na tej sali. Ale czego też mogłem się spodziewać?
Śliczna dziewczyna i miałaby nie mieć chłopaka? Dobra, czemu ja o tym myślę?
- Nadal
jestem na ciebie wkurzona, więc lepiej odejdź i daj mi skończyć rozmawiać -
rozkazała. Odepchnęła chłopaka od siebie i złożyła ręce na piersi. - Wyrwij
sobie jakąś laskę, będziesz miał o czym opowiadać kolegom.
Wkurzona?
Ma sobie znaleźć jakąś laskę? O co chodzi? Która dziewczyna zwraca się tak do
swojego chłopaka?
- Okej,
okej, rozumiem. Lecę poszukać Liz, później pogadamy mała! - Podszedł do mnie,
poklepał mnie po ramieniu i szepnął mi do ucha - Nie spiernicz tego, stary.
Jeśli ona chce z tobą gadać, a nie jesteś mną ani jej bratem, to naprawdę musi
cię lubić.
I
odszedł, a ja zostałem sam z Clary. Znowu.
- Kto to
był?
Wiedziałem,
że nie powinienem pytać, nie znam jej. Ale te słowa same ze mnie wyszły.
- Co?
- Uhm,
przepraszam, wiem, że nie powinienem… - Podrapałem się nerwowo po karku.
- Po
prostu nie usłyszałam co mówiłeś - oznajmiła.
Matko,
Justin, czy ty naprawdę jesteś aż taki głupi?
-
Zapytałem, kto to był, ale nie musisz odpowiadać bo prze…
- To był
Miller, a właściwie Malcolm, mój najlepszy przyjaciel - przerwała mi.
Oh, więc
nie ma chłopaka?
- Nie,
nie mam - uśmiechnęła się.
- Hmm?
- Nie
mam chłopaka.
- Ale
skąd ty…
-
Powiedziałeś to na głos - zaśmiała się.
Boże
Wszechmogący, dlaczego teraz tracę kontrolę nad własnym ciałem?!
Chciałem
się odezwać, kiedy podeszła ta dziewczyna z centrum handlowego, która była tam
razem z Clary. Wyglądała naprawdę okay, ale to nie był mój typ dziewczyny.
Uśmiechnęła się szeroko na mój widok pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.
- Cześć
Justin! - krzyknęła radośnie, po czym zwróciła się do Clary. - Gramy w butelkę,
idziesz?
- Jasne!
- odkrzyknęła jej i już miała iść kiedy złapała mnie za rękaw kurtki i
pociągnęła za sobą.
- Co
jest? - zapytałem zdezorientowany.
-
Zagrasz z nami.
- A czy
ja się zgadzam?
- A czy
mnie obchodzi twoje zdanie na ten temat?
Nic nie
powiedziałem, tylko ruszyłem za dziewczyną. O dziwo, podobała mi się jej
pewność siebie.
* * *
Od autorki: Przepraszam za tak beznadziejny rozdział. Naprawdę, bardzo przepraszam.
OH MOTHER OF GOD - ponad 1.300 wyświetleń na blogu! Czy to sen? Nie dowierzam! I pod pierwszym rozdziałem 6 komentarzy, 4 osoby chcą być informowane... Dla mnie to ogromny sukces, chcę Wam za to bardzo podziękować! Dziękuję bardzo serdecznie Kiaudiax za korektę (której jeszcze nie zdążyłam zastosować)! Jesteś boska! Będąc już przy korekcie, chcę przeprosić za błędy, które na pewno się pojawią.
Wiem, wiem, strasznie się rozpisałam - przepraszam. Jeszcze tylko proszę o komentowanie rozdziału, jeśli go przeczytałeś, choćby zwykłą "." lub emotką. Spam zostaw w zakładce Inne historie, jeśli chcesz być obserwowany napisz pod Informowani swój nick do tt, informuję na nim za pomocą mojego nieużywanego konta.
Dobrze, nie zanudzam dłużej, więc jedynie: enjoy the chapter and happy Mardi Gras season!
Uwielbiam twoje opowiadanie! To dopiero dwa rozdziały, zapowiada się niesamowicie :) Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chyba powinnaś zmienić kolor linków "Komentarze" bo nie widać ich i wygląda jakby nie można dodawać komentarzy :)
Buziaki i weny, kochana! <3
Dziękuję serdecznie! :D Gosh, nie zauważyłam nawet tego ;o Już zmieniam kolor! :D
Usuńkocham <3
świetne xx + zgadzam się z dziewczyną u góry nie widać linków i jeszcze polecam wyłączyc weryfikację obrazkową
OdpowiedzUsuńświetnie!:) czekam na nowy<3
OdpowiedzUsuńswietny jak zawsze.Serdecznie zapraszam na swojego bloga : sad-serenade.blogspot.com.Bede wdzieczna za kazde wejście i komenatarz.
OdpowiedzUsuńSuper! Mam nadzieję że zawitasz na moim blogu:http://dangerous-love-bieber-rose.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńBędę wdzięczna za każdy komentarz i wejście ;)
O matko kochana strasznie mi się podoba twoje opowiadanie :) Rozdział boski *-* Pisz proszę dalej bo nie mogę się doczekać następnego xD
OdpowiedzUsuńCzekam nn <3
heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny <3
Powodzenia ♥
http://forbidden-crystal.blogspot.com/